Jakiś czas temu znajomy został zwolniony z korporacji w mało elegancki sposób. Pracował tam przez prawie 10 lat i wiele osób zawdzięcza mu wiele, również Jego były już przełożony. To jemu właśnie ratował wiele razy dobre imię, kiedy „przydarzały” mu się różne niekompetentne zachowania i decyzje biznesowe. Również to zwolnienie miało ukryć niekompetencje przełożonego. A ponieważ sam nie miał ani odwagi by przyznać się do poważnego błędu, ani odpowiedzialności i honoru – ktoś musiał być kozłem ofiarnym tej sytuacji (szef ISFJ). Padło na mojego znajomego (typ osobowości INTJ).
Kiedy się spotkaliśmy wcale nie rozmawialiśmy o szefie, jego decyzji czy żalu po tym co się wydarzyło. Znajomy nawet ucieszył się, że ma nowe możliwości i już znalazł zawodowy pomysł na siebie. Podzielił się jednak ze mną refleksją, że utrata dyrektorskiego stanowiska mocno zweryfikowało Jego listę znajomych i przyjaciół. „Większość z nich, powiedział, przyjaźniła się z moim stanowiskiem, a nie za mną. Jak tylko straciłem pozycję stałem się dla nich trędowaty, jakby mnie nie było. Wcześniej sami do mnie dzwonili, zapraszali na służbowe lunche i imprezy, zabiegali o to bym spojrzał na różne rozwiązania. Teraz nie dość, że nikt nie zadzwonił, to ja też nie mogłem dodzwonić się do wielu osób. Pewnie się bali, że będę ich prosił o pomoc w szukaniu pracy”.
Mnie spotkało to samo kilka lat temu. Zaledwie 4 osoby stanęły na wysokości zadania i okazały mi wsparcie i troskę, reszta wybrała strach, dystans i zerwanie relacji. Co ciekawe, kiedy zaczęłam się zajmować rozwojem ludzi – przypomnieli sobie o mnie. Zaczęły się na nowo propozycje spotkań, rozmowy telefoniczne i jakież było ich zdziwienie, kiedy spotkali się z odmową. Dla mnie to zamknięty rozdział w kontaktach z tymi osobami – bo dziś jesteśmy na innym etapie rozwoju, potrzeb, świadomości i zainteresowań. Usłyszałam jednak przy tej okazji od jednej z osób, że przez wiele lat współpracy mogła na mnie liczyć (ENFP), inna stwierdziła – że byłam ogromnym wsparciem podczas poważnej choroby jej matki (ESTJ), kolejna – że chciałaby skorzystać z mojej porady odnośnie rozwoju (darmowej oczywiście), bo zawsze byłam dla niej inspiracją (INFJ). Czy trzeba coś stracić, by zacząć to cenić?
Tego typu sytuacje są ważne, bo pokazują ludzkie intencje i warto sprawdzać, czy aby na pewno mamy wokół siebie właściwe osoby. Ponieważ przyjaciół poznaje się w biedzie, to nie deklaracje słowne w sytuacji spotkań kawiarnianych czynią z ludzi przyjaciół, a sytuacje w których trzeba coś zrobić dla drugiej osoby. Nawet gdyby miało to być spotkanie i powiedzenie: poradzisz sobie, wszystko się ułoży …
Pani Beato,
Dziękuję za ten wpis.. otóż Pani i Pani znajomego historia podnosi mnie na duchu – wynika z niej, że nie jestem sama.
Borykam – czy to aby na pewno dobre słowo – w każdym bądź razie spotykam się z podobną do opisanych sytuacją często.. a zaczęło się od momentu, gdy zaciskając zęby i wbijając w ścianę paznokcie postanowiłam dużym wysiłkiem własnym uczynić skok zawodowy.. I tak bez koneksji, poleceń, układów, a poprzez rozwój kompetencji, certyfikaty, studia podyplomowe, szlifowanie języka udało mi się wskoczyć na stałe na ścieżkę kierowniczą i osiągnąć swego rodzaju komfort zawodowy. Jakież było moje zdziwienie, gdy znajomi i ex-współpracownicy jeszcze z czasów przed awansem zawodowym, kompletnie zmienili nastawienie do mojej osoby. Śmieję się czasem, iż otaczają mnie sami „biznesmeni”, bo większość z nich ma dla mnie albo propozycję inwestowania „moich” pieniędzy, albo oczekuje rekomendacji, siatki dobrze sytuowanych kontaktów, czy też wprost „wejścia” do firmy w której pracuję.. Mnogość propozycji jest żenująco duża, natomiast chciałabym nadmienić, że nieustannie zadziwia mnie „tupet” tych ludzi. Brak hamulców, czy też zwykłego wstydu. Pisze Pani, iż „dziś jesteśmy na innym etapie rozwoju, potrzeb, świadomości..”. Podpisuję się pod Pani słowami – ludzie Ci nie wykonują żadnego wysiłku by z aktora drugoplanowego stać się reżyserem własnego życia zawodowego, a mając w otoczeniu osobę która dokonała tego wysiłku, próbują za wszelką cenę podczepić się pod jej sukces. Zabawne, że pozostając czasowo bez pracy byłam nieatrakcyjna i niewidzialna dla „tych znajomych”, a gdy tylko ponownie weszłam do menedżerskiego obiegu, telefony rozdzwoniły się 🙂
Podsumuję optymistycznie – mam sprawdzone, życzliwe i szczerze wspierające grono przyjaciół ale kompletnie niezwiązane z życiem zawodowym. Łączy nas to, iż znamy się conajmniej kilkanaście lat. Znamy się z czasów studiów czy wspólnych pasji, gdy temat pracy po prostu nie istniał – i może dzięki temu lubią jedynie słuchać o moim życiu zawodowym, ale nigdy przez jego pryzmat mnie nie oceniają.
Życzę Pani i sobie jak najmniej towarzysko-zawodowych wampirów w bliskim otoczeniu.
Pani Agnieszko – proszę trzymać się tego co prawdziwe, uczciwe i szczere. Dużo jest wokół osób, które nie mając w sobie oparcia, kompetencji, poczucia własnej wartości – szukają czegoś dla siebie w blasku osób autentycznych. Ciekawe jest to, że nawet jak coś dla siebie uszczkną – to potem i tak mogą zapominając o wdzięczności, skutecznie podważać nasze kompetencje, życzliwość czy sukcesy, posądzać o brak uczciwości w dochodzeniu do rezultatów. Warto więc, jak Pani pisze, otaczać się ludźmi, którzy cenią nas za to – kim jesteśmy a nie – do czego możemy im się przydać …