I wcale nie chodzi tym razem o jednorazowy brak zaopiekowania się dzieckiem, które np. gubi się między regałami w sklepie lub na placu zabaw. Tym razem chodzi o zgubienie dzieci w formie procesu, który trwa przez lata a jego konsekwencje wymagają czasami ogromu wysiłku i starań obu stron, czasami jednak są też nie do naprawienia.
Do napisania dziś o tej kwestii zainspirował mnie doświadczony manager, który jako człowiek sukcesu wydaje się mieć wszystko. To wszystko jest tylko pozorne – bo postawił na sprawy materialne, sukces mierzony stanowiskiem, wynagrodzeniem, ambitnymi celami. Niestety takim ambitnym celem nigdy nie była dla niego rodzina i synowie. Nie miał dla nich czasu, nie interesował się pasjami, potrzebami czy procesem rozwoju. Dziś jest w sytuacji w której chciałby odzyskać syna który ma 27 lat i żyje własnym życiem, a co najważniejsze nie spełnia oczekiwań własnego ojca. Ojciec to typ osobowości ENTP, syn ENFP. Ojciec z jednej strony martwi się o syna, o ten brak relacji, obserwuje brak celowości życia syna, brak efektów, stałej pracy, zainteresowań podejmowaniem zobowiązań. Z drugiej strony jest niezwykle krytyczny, roszczeniowy, oceniający, wydający wyroki i instrukcje – jak powinno się żyć. Gdy zapytałam go co jest w stanie zrobić dla swojego syna – odpowiedział że wszystko. Ale to była pusta deklaracja. Potem okazało się że to syn ma się zmienić, to syn być może ma skorzystać z terapii – która nauczy go żyć, to syn ma odnaleźć pasję i radość życia. Gdy dostał pytanie – czy jest gotowy pokochać syna takim jaki jest – nie odpowiedział. Bo to by oznaczało, że musi się rozstać z własnymi wyobrażeniami, schematami myślenia, zaakceptować tego młodego człowieka, być z nim mimo wszystko, budować konsekwentnie każdego dnia zaufanie – którego nie ma w tej relacji. A to wymaga od ojca dużej pracy nad sobą. Gdy pan otrzymał wskazówki – czego potrzebował jego syn o tym typie osobowości zarówno w procesie wychowawczym, jak i teraz w życiu dorosłym – więcej się nie odezwał.
Inna historia to życie matki o typie osobowości ESTJ – która tak zajęta swoją karierą i gromadzeniem dóbr materialnych, wyjazdami zagranicznymi i byciem prymuską (aby zadowolić własnych rodziców, którzy wzmacniali całe życie u niej perfekcjonizm, zamiast poczucie własnej wartości) – zgubiła swojego nastoletniego syna. Dopiero kiedy syn znalazł akceptację, zainteresowanie i wsparcie u rówieśników zażywających narkotyki, zaczął wynosić kosztowności z domu – przebudziła się. Na początku był bunt i niezgoda, morze łez i ślepe szukanie pomocy. Syn został umieszczony w zamkniętym ośrodku terapeutycznym i odizolowany od świata i swojej matki. Przez wiele miesięcy nie potrafiła zrozumieć, że to ona przyczyniła się do takiej sytuacji poprzez brak okazywania miłości swojemu dziecku, niebycie z nim w jego ważnych momentach życia, brak okazywaniem troski zamiast kupowania drogich prezentów, wychowywania młodego człowieka. Terapia na którą została skierowana przez ośrodek i trwała kilka lat dopiero uświadomiła jej błędy i zaniedbania rodzicielskie.
Jeszcze inna – to smutna historia matki o typie osobowości ISFP, która zamiast budować relacje z córką, być częścią jej życia, pomagać dorastać, pokazywać świat, interesować się nią – zgubiła to wszystko. Kiedy w podstawówce nauczycielka powiedziała jej, że córka jest bardzo zdolna i samodzielna – przestała się nią interesować. Całą swoja uwagę poświęciła drugiemu dziecku, a potem swoim rodzicom, bratu i siostrze oraz ich dzieciom. Była na każde ich zawołanie i w każdej sytuacji stawiała potrzeby innych ludzi ponad potrzeby swojej rodziny zyskując nawet miano „matki Teresy”. Córka została nauczona poświęcania się dla innych, rezygnacji z własnych potrzeb – bo przecież nigdy nie była ważna, ciężkiej pracy i bycia na każde wezwanie rodziny. Całe swoje życie próbowała zwrócić na siebie uwagę, zasłużyć na miłość matki, okazywała jej troskę i zainteresowanie. Nią nikt jednak się nie interesował w ważnych i trudnych momentach jej życia. Mogła liczyć tylko na siebie i nauczyła się nie skarżyć, nie narzekać, nie prosić o pomoc. Nigdy nie świętowała swoich urodzin, sukcesów, nie mówiła o sobie dobrze, nie domagała się nagród i głasków. Wchodziła w relacje z ludźmi i związki z partnerami, którzy byli dla niej niedostępni emocjonalnie, jak matka. Sama o sobie mówi – że przeszła „zimny chów” i tresurę w zakresie prac domowych. Córka skorzystała z terapii i gdy postanowiła przestać dłużej zabiegać o miłość i akceptację matki i poszukała tej miłości w sobie, matka oskarżyła ją o niewdzięczność i nadmierny krytycyzm w ocenie przeszłości, a by siebie ochronić – taką wersję przedstawiła swojej rodzinie – która stanęła po jej stronie.
Przepaście, odległości czy różnice, które powstały miedzy rodzicami i dziećmi w tych historiach, to nie efekt jednej wymiany zdań – ale lata zaniedbań, konflikty zamiatane pod dywan, lekceważenie drugiego człowieka, urazy i niezaspokojone potrzeby dzieci – które chcą być ważne i kochane. Temu można było zapobiec – gdyby rodzice rozumieli swoją rolę i obowiązki wobec dzieci.
Czego potrzebuje dziecko? Przed wszystkim bezwarunkowej miłości, ale też bezpieczeństwa – fizycznego i emocjonalnego, więzi i przynależności, akceptacji, otrzymywania zachęty i wsparcia, bycia ważnym, docenianym i podziwianym; szacunku (poszanowania godności), dumy, osiągnięć i sukcesu, stymulacji intelektualnej i wrażeń, ekspresji, czyli wyrażenia swoich myśli i uczuć, autonomii i samodzielnego poznawania świata
Czy o tym da się zapomnieć i wymazać z pamięci? Takie relacje bywają toksyczne i nawet jeśli dziecko idzie na terapie – to nadal pozostaje ten sam rodzic, czy rodzina z określonymi nawykami myślenia i działania, które zmiany czasami już dorosłego dziecka nie wspierają, nie pomagają mu czy jej stawać się coraz lepszym. W terapii powinny więc brać udział całe rodziny. Tylko jak przekonać do tego osoby, które mają o sobie silne przekonanie – że: już jestem, jaki jestem i się nie zmienię. Albo: starych drzew się nie przesadza ….