Zastanawiało mnie wiele razy, gdy znajomi opowiadali o swoich przykrych doświadczeniach związanych z remontami – co stoi za tym, że mimo iż mamy dostęp do nowych technologii, produktów z najwyższej półki, to historie o remontach nadal przypominają stare filmy Barei. No i doświadczyłam na sobie i stało się jasne. Dziś nie mam już złudzeń, że następny remont dopiero wtedy, jak już nie będzie wyjścia i woda na głowę mi się będzie lała. A za znajomymi łączę się w bólu i opowiadamy sobie historie o remontach w ramach dowcipów.
Zaczęło się od Pana projektanta, który spędził ze mną 2 godziny na gruntownym omawianiu moich marzeń, oglądaniu zdjęć i przykładów różnych rozwiązań. Projekt, który przysłał po 2 tygodniach niestety chyba był odpowiedzią na potrzeby innego Klienta, bo nijak nie zawierał tego – co było dla mnie ważne i kluczowe. To nic, że trzeba było wg. projektu wejść do wanny – by otworzyć okno, stać tyłem do okna korzystając z lustra i umywalki – no bo w końcu po co komu okno w łazience. Do tego wszystko w kolorystyce przypominającej bardziej salę operacyjną, niż ciepłe i domowe pomieszczenie. Komentarz pana: wszystko jest zgodne ze sztuką. Jak zapytałam czyją sztuką? Nie otrzymałam odpowiedzi.
Potem przyszedł czas na ekipę. Oczywiście ekipa polecona przez znajomą Klientkę, bo któż dziś odważy się zatrudnić fachowca z ulicy. Do dziś zachodzę jednak w głowę z jakiego powodu była ta rekomendacja, bowiem współpraca z panem „fachowcem” okazała się być jednym wielkim koszmarem i jednocześnie historią na ten wpis.
Pierwsze spotkanie przebiegło sprawnie. Pan robił notatki, określił potrzeby w sensie zakupu materiałów hydrauliczno-budowlanych, ustaliliśmy termin, budget i warunki płatności. I na tym etapie jeszcze miałam nadzieję na … pełnię szczęścia. Dwa dni przed rozpoczęciem prac pan przyszedł po zaliczkę i nie chciał podpisać potwierdzenia odbioru gotówki twierdząc, że nikt od niego tego nie żąda i przecież jest z polecenia, i jak ja tak mogę mu nie ufać. Nieco mnie to zaskoczyło – ale byłam nieugięta i do złożenia podpisu z podaniem danych jednak doszło. Ustaliśmy też początek prac, fakt że pan zabezpieczy mieszkanie. Zadeklarował, że kupi folie i taśmy – bo jak twierdził klienci kupują niedobre i potem jest kłopot. Ok – myślę sobie, fachowiec, wie co mówi, warto mu zaufać, facet zna się na rzeczy.
Gdy po projekcie poza Warszawą, pojawiłam się 2 dnia remontu w domu – moim oczom objawił się obraz sodomy i gomory. Mieszkanie nie zostało zabezpieczone, wszędzie pył, gruz, na podłodze w kuchni błoto z gruzu i resztek napitków spożywanych przez robotników, zalane blaty kuchenne które w połączeniu z grubą warstwą pyłu raczej nie przypominały swojej pierwotnej wersji, resztki jedzenia na podłodze, brudna winda i korytarz (mimo, że umawialiśmy się z panem, że sprzątają po sobie w trosce o dobro wspólne lokatorów). Ale za to jakieś było moje zdziwienie – panowie rozłożyli pasek kartonu prowadzącego przez pokój na balkon – gdzie znajdowali czas na chwile relaksu , w blasku słońca i przy papierosku.
Niestety z informacją zwrotną musiałam zaczekać do dnia następnego – jako że panowie musieli wyjść wcześniej (co potem też często im się zdarzało). W porannej wymianie zdań z panem majstrem dowiedziałam się, że windy i korytarza jednak sprzątać nie będą – bo słyszeli hałasy piętro wyżej i nie są od sprzątania po innych, to że „mega syf” w mieszkaniu, porysowana podłoga w kuchni, brak zabezpieczeń – to moja wina – bo mam zbyt wysokie standardy i oni chyba im nie sprostali, i że naukowo podchodzę do zniszczeń własnego mienia (podłoga dębowa, gres szkliwiony) – bo to przecież proszę pani jest remont.
Potem przez parę dni miałam okazję obserwować majstra w relacjach z jego pracownikami. Sam nie podejmował decyzji, o wszystko się pytał pracowników i to oni kierowali pracami, ciągle mu brakowało jakichś materiałów i jeździł do składu budowlanego. Kupował jakieś rzeczy, a potem je oddawał – bo się okazały nietrafione (np. baterie/ lustra srebrne, a pan kupuje złotą listwę przypodłogową i twierdzi, że będę zadowolona bo mu się wydaje ze pasuje do wszystkiego). Umówiliśmy się też na początku, że pan kupuje farby i fugi – a tu nagle w drodze wieczorową porą do Wrocławia dostaję smsa , że na jutro mam je dostarczyć. Sytuacja zmieniała się jak w wesołym miasteczku.
Pan Stolarz zrobił rysunki techniczne do instalacji przyłączy – aby majster mógł wszystko dobrze wymierzyć. I jakież było nasze zaskoczenie, że mimo posiadanego numeru telefonu, rysunku z opisem majster nie skorzystał z tego wsparcia i zrobił …. jak mu się wydawało. To się objawiło, jak już plytki były na ścianie i remont miał się ku końcowi, a Pan Stolarz w korytarzu czekał na wejście z instalacją mebli. Pan majster na to: stało się niedobrze, mamy problem, zjadła mnie rutyna, będzie pani musiala na jutro załatwić dodatkowe plytki. Panu Stolarzowi zaproponował, że zapłaci za nowy blat – żeby nie ruszać już hydrauliki (produkcja blatu – 3 tygodnie, koszt ok. 2,5 tys zł). Miał przygotować przestrzeń pod instalację mebli i wiedział o dniu i godzinie przyjazdu stolarzy. Nie zrobił tego i nikogo o tym nie poinformował, więc panowie stolarze przejechali na darmo 300 km. Gdy instalował grzejnik przewiercił 30 cm dziurę do sypialni, i następnie wyjaśnił mi to słowami: wydarzyło się nieszczęście i że może to zalepią.
Cały czas podczas tych 2 tygodni miałam do czynienia z OFIARĄ, od której nic nie zależy, na nic nie ma wpływu, okoliczności były dla pana ciągle niesprzyjające, a moje oczekiwania zbyt wysokie. Na koniec jak doszło do rozliczeń pan zażyczył sobie płatność gotówką – bo on ma takie standardy i wszyscy o nich wiedzą (mimo, że w momencie ustaleń umówiliśmy się na płatność przelewem na podstawie FA). Okazało się też, że składając mi ofertę uwzględnił 7% podatek VAT a nie 23% i chciał przerzucić na mnie odpowiedzialność za swoją pomyłkę.
Pan majster: ISFP, projektant – ISFJ
Zatem po zakończeniu remontu odwiedził mnie hydraulik, a teraz czekam na kolejnego fachowca, który zrobi remont …. poprzedniego remontu. Tym razem Pan wydaje się być rzetelny, logiczny (prezentuje typ osobowości ESTJ), widziałam efekty jego pracy i znam projektanta, z którym współpracuje na stałe. Żadnych rekomendacji w ciemno. Czy to jakaś gwarancja sukcesu? Zobaczymy …
A jak Twoje doświadczenia remontowe?